PRACA DLA MAMY
Lena Murawska  

Ghostwriting, czyli o mamie w roli ducha… Nie bój się – przeczytaj!

Nazywam się Agnieszka Wojtas i od niemal 5 lat zajmuję się copywritingiem. W mojej ofercie są różne usługi związane z pisaniem tekstów, ale moim kluczowym zajęciem, które przynosi mi najwyższe dochody, jest ghostwriting.

zabawy PRL lata 80, zabawki PRL lata 80, zdjęcia PRL lata 80

Ghostwriting nie jest terminem zbyt popularnym w Polsce, choć jest to usługa świadczona przez wielu freelancerów. Nie każdy nazywa jednak rzecz po imieniu;) Nazwa jest jednak jak najbardziej adekwatna, bo pisząc teksty nie podpisuję się swoim nazwiskiem, a więc działam jak duch.

Pod nazwą tą kryje się prowadzenie blogów, głównie blogów firmowych, pod szyldem jakiejś marki, sklepu czy blogów osobistych. Myślę jednak, że może być tak, że wielu zlecających nawet nie wie, że zlecając komuś pisanie tekstów na ich blog firmowy zleca usługę ghostwritingu.

Popularność tej usługi stale rośnie i myślę, że nadal tendencja ta się utrzyma, bo coraz więcej osób zauważa, że content marketing (a blog firmowy to jedna z jego popularnych form) jest bardzo skuteczny. Co więcej, jest to relatywnie tani marketing, który daje bardzo wysokie wskaźniki konwersji.

Praca dla mamy z dwójką dzieci i trzecim w brzuchu

Wyjaśniłam Wam już, czym się zajmuję, a teraz wrócę do moich początków. Być może jest wśród Was jakaś mama, którą mój przykład zainspiruje.

5 lat temu, gdy zaczęłam pisać teksty na zlecenie, byłam wówczas mamą dwójki dzieci i prowadziłam własne biuro nieruchomości. Wydawało mi się wtedy, że to idealny zawód dla mamy – mogę się umawiać na spotkania w godzinach, w których mój mąż może się zająć dziećmi, a w trakcie ich drzemek załatwiać telefony i maile.

Nie był to jednak szczególnie dobry czas na rynku nieruchomości i niewiele transakcji udało się zakończyć sukcesem. Owszem, byli oglądający, były spotkania i telefony, na które poświęcałam mój czas i które generowały koszty, ale przychodów nie było widać. Wówczas, będąc już w trzeciej ciąży stwierdziłam, że muszę wymyślić jakiś inny sposób zarabiania na życie, który pozwoli mi dużo czasu poświęcać dzieciom, a jednocześnie pracować. Było mi to potrzebne nie tylko dlatego, że chciałam mieć również swój udział w budżecie domowym, ale również dlatego, że musiałam mieć jakąś odskocznię od tematów około dziecięcych, bo tego wymagało moje zdrowie psychiczne ;)

Zaczęłam się wtedy zastanawiać co umiem i co mogłabym robić w domu, bo przecież za pół roku w naszym domu znów miał się pojawić noworodek. Przeczesywałam Internet w poszukiwaniu inspiracji i tak trafiłam na nieistniejący już niestety portal zlecenia.przez.net. Zobaczyłam, że jest tam sporo zleceń na teksty. W tamtym czasie były to głównie zwyczajne teksty na strony www, teksty zapleczowe, opisy do katalogów i precle. Nie miałam bladego pojęcia czym są teksty zapleczowe i precle, ale postanowiłam się dowiedzieć i spróbować swoich sił w tej branży. Uznałam bowiem, że skoro lokalna gazeta publikowała regularnie moje artykuły na tematy związane z nieruchomościami, to pisać umiem. I zaczęłam się zgłaszać do zleceń.

Pierwsze zlecenia

Pierwsze zlecenia nie były ani specjalnie dobrze płatne, ani zbyt ambitne, bo wówczas o content marketingu i wartościowych treściach niewiele się mówiło. Budowano natomiast zaplecza pozycjonerskie, na których miały pojawiać się teksty zawierające określone słowa kluczowe. Patrzono wtedy nie na jakość, ale na ilość. Pamiętam, że w jednej agencji, która wtedy regularnie zlecała mi teksty, dostawałam 4 zł za tekst 1500zzs. Kokosy to nie były, ale że jakość nie była najważniejsza, to byłam w stanie pisać ok. 6 tekstów na godzinę, co dawało stawkę 24zł/h. Uważam, że była to stawka całkiem przyzwoita.

Mając już za sobą kilkanaście-kilkadziesiąt zleceń zrobiłam swoją pierwszą stronę internetową. Gdy teraz ją sobie przypomnę, to zdaję sobie sprawę, że była brzydka jak noc i wcale nie robiła wrażenia profesjonalnej. Wtedy byłam jednak z niej bardzo dumna, bo po pierwsze zrobiłam ją sama (w jakimś kreatorze w nazwa.pl – o WordPressie nie miałam wtedy pojęcia), a po drugie było to miejsce, w którym mogłam pokazać moje dotychczasowe dokonania i ofertę. Była więc zakładka portfolio, a w niej linki do moich artykułów. Myślałam wtedy, że własna strona www wystarczy, by klienci walili do mnie drzwiami i oknami. Oczywiście tak nie było, bo SEO leżało, ale miałam przynajmniej miejsce, gdzie mogłam skierować potencjalnych zleceniodawców, na których ogłoszenia odpowiadałam.

Gdzie zdobywałam zlecenia?

Jak wyżej wspomniałam, na początku dobrym źródłem zleceń był dla mnie serwis zlecenia.przez.net. Potem niestety został wykupiony przez freelancer.com i to był początek jego końca. Na tym światowym przestały pojawiać się zlecenia w języku polskim i copywriterzy nie mieli czego tam szukać.

Zrobił się jednak ruch na oferia.pl i to przez pewien czas było dla mnie główne źródło zleceń. To tam ponad 2 lata temu zgłosiłam się do zlecenia prowadzenia bloga firmowego jednego ze sklepów internetowych i współpraca ta trwa do dziś. Niestety większość zleceń stamtąd to były zlecenia jednorazowe. Czasem w dodatku były kłopoty z regulowaniem płatności.

Nadal czasem tam zaglądam, ale mam tak dużo pracy, że zerkam raczej z ciekawości niż z potrzeby zdobycia nowych zleceń. Nieustannie jednak zauważam, że trwa tam zażarta walka cenowa. Czasem w ogłoszeniu pojawia się informacja, że jeśli ktoś chce za realizację danego zlecenia więcej niż 1zł/1000zzs to niech się nawet nie zgłasza. Niestety jest wielu, którzy są w stanie zaakceptować tak niską stawkę, dlatego zwykle nie zawracam sobie nawet głowy zaglądaniem do tego serwisu.

Jak jest teraz?

Teraz bazuję na moich klientach, którzy trafiają do mnie przez moją stronę (zdecydowanie lepszą niż ta pierwsza i zoptymalizowaną pod SEO), a właściwie przez mojego bloga. To właśnie jego prowadzenie spowodowało, że mam kilku stałych klientów, którym prowadzę blogi firmowe oraz okresowo piszę inne teksty, np. na strony www. Współpracuję również z agencją pozycjonerską, na której zlecenie piszę, również głównie teksty blogowe.

I tu właśnie dochodzimy do tego, czym zajmuję się na co dzień. Większość czasu spędzam nie na szukaniu klientów, ale na realizacji zleceń. I choć nie zawsze tak było, to teraz mogę powiedzieć, że mam ten luz, że mogę spokojnie patrzyć w przyszłość i duży ZUS już mnie nie przeraża.

Ghostwriting a małe dzieci

Jak już wspomniałam, pracę jako freelancer zaczęłam w trzeciej ciąży. Wówczas moje starsze dzieci chodziły już do przedszkola, więc miałam czas 9-14 na pracę zawodową. Niestety wtedy nie miałam tak wielu zleceń, by wypełnić ten czas w całości, ale na waciki było;) Pracowałam niemal do końca ciąży, choć w ostatnich tygodniach już trudno mi było siedzieć przed komputerem. Miałam jednak poczucie, że coś robię i bardzo dobrze wpływało to na mój nastrój, choć czułam się już jak słoń ;)

Po porodzie bardzo szybko doszłam do siebie. W dniu, w którym wróciłam ze szpitala do domu ugotowałam obiad z dwóch dań i wszyscy dziwili się, że mam tyle siły (sama się dziwiłam, bo po pierwszym i drugim wcale tak nie było). Nie pamiętam, kiedy zaczęłam realizować kolejne zlecenia, ale pamiętam, że moi klienci nie wiedzieli nawet, że właśnie urodziłam;), więc normalnie się do mnie odzywali.

Pamiętam natomiast, że nasza najmłodsza córka z początku faktycznie jadła i spała, co było dla mnie nowością, bo starszaki były bardziej wymagające. Miałam więc czas nie tylko na odpoczynek, ale w trakcie jej drzemek realizowałam zlecenia. Wtedy nauczyłam się, że nie mogę odkładać na później. Jeśli tylko mała zasypiała ja siadałam do pisania. Nie było czasu do tracenia na Fejsie czy innych mediach społecznościowych.

Oczywiście im była starsza i wymagała więcej uwagi i mniej spała, tym mniej pracowałam. Zawsze jednak udawało się wykroić choć 2 godziny na pracę w ciągu dnia i czasem godzinę wieczorem (nie lubię tego robić, bo nigdy nie myśli mi się tak dobrze jak w dzień).

Kiedy jest najtrudniej?

Najtrudniejszy etap przyszedł później, gdy przestała spać w dzień. Wtedy ze wsparciem przyszła moja mama, która zajmowała się nią te 2-3 godziny dziennie, gdy ja pisałam. Nie było to codziennie w takim samym wymiarze, ale na wsparcie mogłam liczyć i gdy termin gonił to mama ratowała sytuację. Teraz jest już zdecydowanie łatwiej, bo wszystkie dzieci chodzą do placówek. Nie chorują za bardzo, ale w sytuacji choroby, gdy już faza mama (która zawsze jest związana z wysoką gorączką) minie, ratuje nas babcia. Wówczas udaje mi się podgonić jakieś terminy i zwykle deadline jest dotrzymany.

Nieruchomości – to jednak nie dla mnie

Z perspektywy czasu widzę, że ghostwriting jest jakby stworzony dla mnie. Lubię pisać na różne tematy, a marketing online i SEO mnie kręci, więc rozwijanie wiedzy z tej tematyki sprawia mi przyjemność. Przy okazji jest to praca, która przynosi wymierne efekty. Mam na myśli to, że czas, który poświęcam na realizację konkretnego zlecenia, przekłada się na przychody. W nieruchomościach było zupełnie inaczej i bardzo mnie to frustrowało.

Ghostwritng dla początkujących

Na koniec chciałabym się podzielić z Wami moimi radami, które mogą przydać się osobom chcącym zacząć pracować jako ghostwriter.

Sprawdź czy jesteś w stanie pisać na różne tematy

Miałam okazję pisać nie tylko teksty o wnętrzach, OZE, budownictwie, nieruchomościach, marketingu, które są moją specjalnością, ale też o zdrowiu, modzie, finansach czy edukacji. Z pozoru tematy bardzo różne, ale wcale nie jest to takie trudne jak się wydaje. Nie każdy jednak ma taką umiejętność (np. mój mąż kompletnie nie wie, jak ja to robię), dlatego zanim zaczniesz zgłaszać się do zleceń, to spróbuj napisać coś na każdy z ww. tematów. Zobaczysz, jak sobie radzisz.

Jeśli jakaś tematyka zupełnie Ci nie leży, to wcale nie znaczy, że nie możesz być ghostwriterem. Po prostu nie zgłaszaj się do realizacji zleceń z danej tematyki (zwykle tematyka jest podana w zleceniu). Ja np. nie podjęłam się realizacji zlecenia na temat klubów nocnych, z którym zgłosiła się do mnie jedna z agencji, z którymi współpracuję. To kompletnie nie moja bajka i zupełnie nie umiałabym się w niej odnaleźć.

Nie pisz tekstów próbnych za free

Nawet jeśli jesteś na początku drogi, to nie pisz klientom prac próbnych za darmo. Rozumiem, że każdy chce poznać Twój sposób pisania, ale zdecydowanie lepiej jest napisać kilka tekstów dla siebie czy na inne blogi (np. w formie wpisów gościnnych), które pokażą Twój warsztat niż zgadzać się na próby tego typu. Jeśli klientowi to nie wystarczy, to niech Ci za tekst próbny zapłaci. Z moich doświadczeń wynika, że jeśli nie chce tego zrobić, to później może być problem z płatnością za zlecenie. Czasem taka osoba prosi o napisanie tekstów próbnych kilkanaście osób, a potem z nich korzysta nie płacąc za nie.

Dowiedz się jak najwięcej o SEO

W pisaniu tekstów blogowych ważna jest nie tylko treść, ale właściwa struktura i dobór słów kluczowych. Musisz wiedzieć co to są meta tagi, title, decsription. Dzięki temu będziesz mogła pisać teksty, które efektywnie wpłyną na pozycję strony klienta w Google i będzie on zadowolony z pracy, którą wykonałaś.

Szukaj zleceń nie tylko pasywnie, odpowiadając na zlecenia na portalach typu oferia.pl, ale również aktywnie, pisząc do agencji reklamowych i pozycjonerskich. Ja właśnie w ten sposób zaczęłam współpracę z jedną z dużych firm od SEO i nasza współpraca układa się bardzo dobrze.

Wyznacz sobie stawki, poniżej których nie zejdziesz – ja wiem, że to trudne, zwłaszcza na początku drogi. Warto jednak wyznaczyć sobie cennik i trzymać się go przy przygotowywaniu ofert dla klientów. W przeciwnym wypadku stracisz dużo czasu, a zarobek będzie marny, co doprowadzi Cię do frustracji.

Zastanów się nad sposobem rozliczeń z klientem – ja mam własną działalność i wiem, że wielu klientów preferuje rozliczenia na podstawie Fa Vat. Nie jest to jednak niezbędne, zwłaszcza, gdy chcesz sprawdzić, czy ta forma pracy Ci odpowiada. Możesz rozliczać się np. na podstawie umowy o dzieło czy korzystać z serwisów typu useme.eu (nie sprawdzałam na sobie, ale podobno to całkiem dobre wyjście).

Dotrzymuj terminów

W pracy freelancera ważna jest terminowość. Jeśli mówię, że tekst będzie w określonym terminie, to go dotrzymuję, chyba, że wydarzy się coś niespodziewanego, typu choroba dziecka. Zwykle jednak tak planuję prace, żeby mieć mały margines na takie zdarzenia.

Mam nadzieję, że moja historia będzie dla Was inspiracją. Jeśli miałybyście jakieś pytania, to zapraszam do kontaktu ze mną i na moją stronę liczysiecontent.pl, na której zdradzam tajniki content marketingu w małej firmie.

Agnieszka Wojtas

mama trójki dzieci