PRACA DLA MAMY: tłumacz. Czy ten zawód da się pogodzić z dzieckiem?
Jak zacząć od nowa życie zawodowe w wieku 34 lat? Agnieszka Klicińska opowiada o organizacji pracy, swoich dochodach, ale tez o aktualnym stanie branży. Podejrzewam, że niejedno Cię zaskoczy i może… i Ty z tego, co sprawia Ci przyjemność, zrobisz biznes! Zapraszam do lektury!
Wytłumacz… dlaczego jesteś tłumaczem?
Zanim zostałam przedsiębiorcą, przez 12 lat pracowałam w jednej firmie. Najpierw w dziale personalnym, potem w biurze handlowym. Mój poprzedni pracodawca zarządzał przedsiębiorstwem produkującym ciężkie maszyny i urządzenia dla przemysłu, górnictwa i branży energetycznej. Przez wiele lat otaczał mnie świat suwnic, dźwignic, żurawi, przenośników i układów nawęglania. Dla humanisty, którym jestem z wykształcenia, był to świat niemal magiczny, bardzo trudny do zrozumienia i do poznania. Ale ja chciałam go poznawać. Nie wystarczało mi to, że byłam panią z kadr, dlatego ciągle szukałam możliwości rozwoju. Oprócz organizacji szkoleń, zajęłam się organizacją imprez integracyjnych i sprawami socjalnymi. Kiedy jednak zwolniło się miejsce w biurze handlowym, postanowiłam skorzystać z okazji i spróbować czegoś zupełnie innego. Moim atutem było to, że od wielu lat uczyłam się języka angielskiego i znałam go na tyle dobrze, że mogłam tłumaczyć różne dokumenty na potrzeby swojego pracodawcy i uczestniczyć, jako tłumacz, w rozmowach handlowych. Dzięki ścisłej współpracy mojego działu z innymi, miałam stały dostęp do kompetentnych i profesjonalnych osób, które odpowiadały na moje wszystkie, nawet te najbardziej naiwne, pytania. W ten sposób zyskałam niepowtarzalne doświadczenie, dzięki czemu dzisiaj wiem, jak wygląda króciec i wywrotnica wagonowa :)
Odnalezienie pasji
W między czasie, mój przyjaciel, który prowadził agencję tłumaczeń konferencyjnych, podzlecał mi tłumaczenia pisemne, których szczerze nienawidził robić, a które mi sprawiały ogromną przyjemność. Szkoliłam warsztat w praktyce i w teorii: w wieku 34 lat poszłam na drugie studia i z wyróżnieniem skończyłam filologię angielską w specjalności tłumaczenia pisemne. Po odebraniu dyplomu założyłam firmę: MAGA Translations to moje drugie dziecko. Pożegnanie z etatem było więc tylko kwestią czasu i nastąpiło kilka miesięcy po założeniu firmy.
Wzbudziłam tym nie lada sensację: mieszkam w maleńkim mieście powiatowym, z dala od milionowych lub wielotysięcznych metropolii, a miałam pracować w domu, przy komputerze, samodzielnie i bez szefa. Czy to jest w ogóle praca? J A ja założyłam stronę, znalazłam swoich klientów z dala od rodzinnego miasta, prowadzę swój fanpage, mam konto na Instagramie, intensywnie korzystam z Twittera i LinkedIn. Pracuję daleko od siedziby mojej maleńkiej firmy i w zdecydowanej większości przypadków – zdalnie. W moim maleńkim mieście zorganizowałam za to spotkania networkingowe dla lokalnych przedsiębiorców i integruję przedsiębiorcze kobiety na Kawach dla Biznes-Babek. Korzystam z dobrodziejstw technologii i nowoczesnych rozwiązań biznesowych. Da się? Oczywiście!
Dlaczego tłumacz ma firmę?
Założyłam działalność gospodarczą, żeby móc wystawiać faktury. Musiałam też od początku postarać się o VAT UE, ponieważ mój pierwszy klient pochodził z innego państwa i nie uznawał innej formy rozliczenia. Dzięki temu stałam się przedsiębiorcą z całym dobrodziejstwem opłat emerytalnych, składek zdrowotnych, podatków i innych urzędowych form i opłat. Tak jest do dzisiaj i taka działalność najbardziej mi odpowiada.
Organizacja mamy zarabiającej na tłumaczeniach
Przestawienie się na pracę w domu nie było łatwe. Początkowo moja rodzina nie mogła zrozumieć tego, że ja nie siedzę przed komputerem całymi dniami, tylko pracuję przy tym komputerze. Po odejściu z etatu, rodzina i przyjaciele często dzwonili do mnie o różnych porach, ot tak, żeby pogadać. Bo przecież nie pracowałam i nie miałam podsłuchujących współpracowników wokół. Sporo czasu zajęło mi wyprowadzanie ich z błędu. Ale udało się.
Najtrudniej było zorganizować życie w domu. Moja córka zaczynała wtedy szkołę podstawową, wymagała wiele uwagi i czasu na wspólne odrabianie lekcji. Mam też psa, który wymaga codziennego treningu. Mój mąż pracuje na bardzo wysokim, a co za tym idzie, odpowiedzialnym stanowisku i często wraca z pracy późnym popołudniem lub wieczorem.
I tu z pomocą przyszli dziadkowie…
Rodzice mojego męża, którzy mieszkają w pobliżu, często odbierali córkę ze szkoły, zabierali ją do siebie, gdzie dostawała obiad i odrabiała lekcje. Później Marta sama do nich chodziła. Od początku mogłam pracować tylko wtedy, kiedy Marta była w szkole i wieczorami, jeżeli nie zdążyłam z jakimś projektem. Dlatego to, że córka po szkole spędzała czas z dziadkami, a wracała do domu około 16-17 pozwoliło mi na 6-8 godzin intensywnej pracy. Na początku mojej działalności niemal codziennie wracałam do pracy jeszcze wieczorami, na 3-4 godziny, kiedy Marta już spała.
Kuchnią i gotowaniem zajął się mój mąż, który zresztą robi to najlepiej w rodzinie. Przy sprzątaniu korzystam z pomocy, za którą płacę. To jest moja największa słabość i chyba największa przegrana w dążeniu do perfekcji.
Jak zdobyć kwalifikacje do bycia tłumaczem?
Żeby zostać tłumaczem, nie wystarczy znać język obcy i zasady pisowni w języku polskim. Szczegółowo piszę o tym na moim blogu. Od tego jednak właśnie zaczynałam. Moja znajomość angielskiego sprawiła, że od lat tłumaczyłam różne teksty na potrzeby firmy, w której pracowałam. Z natury jestem perfekcjonistką i bardzo brakowało mi podstaw teoretycznych zawodu tłumacza. Już lata temu widziałam konieczność szkolenia się w tym zakresie. Poszłam na studia filologiczne, żeby lepiej poznać język, z którego i na który tłumaczyłam. Później poszłam na studia podyplomowe z technik i zasad przekładu. Umiejętności translatoryczne szlifowałam na wielu kursach i szkoleniach dla tłumaczy. Do tego doszła konieczna znajomość narzędzi pracy, tak zwanych „CAT tools”, które ułatwiają pracę i pomagają budować bazy terminologiczne.
Koszty zdobycia wykształcenia
To wszystko jest bardzo kosztowne, ale zwraca się w postaci klientów, którzy przychodzą do mnie, bo wiedzą, że jestem profesjonalistką. Ponieważ studia łączyłam z pracą zawodową (uniwersytecki i podyplomowe), musiałam je skończyć w trybie wieczorowym/ zaocznym, a więc były płatne. Całkowity koszt, wraz z dojazdami do Wrocławia, gdzie się uczyłam wyniósł mnie około 15 tysięcy złotych. Na szczęście dzisiaj można znaleźć wiele webinarów i szkoleń internetowych, na których skutecznie można poszerzać wiedzę z zakresu tłumaczeń w zaciszu swojego domu i za niewielkie pieniądze.
Moja nauka to też czytanie. Dużo czytam, szczególnie w języku angielskim. Są to umowy, artykuły, pisma branżowe, ale też powieści i podręczniki. Słucham audycji na BBC, żeby ćwiczyć wymowę i akcent. Moja inwestycja? Mój czas. Najczęściej wolny.
Ile zarabia tłumacz?
Można przypuszczać, że w dobie Google Translator zawód tłumacza jest na wymarciu i nie jest to dochodowy interes. Zauważam jednak trend zgoła odwrotny: im częściej przedsiębiorcza traci w wyniku polegania na automatycznych translatorach, tym częściej powierza swoje relacje biznesowe z zagranicznym kontrahentem kompetentnemu i profesjonalnemu tłumaczowi. Dlatego pracy mamy wiele i nie zapowiada się, aby coś w tej sprawie miało się zmienić. Zawód tłumacza nie jest może najbardziej dochodowym przedsięwzięciem, ale zarobki są bardzo przyzwoite i na wysokim poziomie. Pracując 6 godzin dziennie w dni robocze od poniedziałku do piątku, czyli 120 godzin w miesiącu, jak ja w tej chwili, można zarobić od 4 do 6 tysięcy netto. Pracując więcej godzin dziennie, można oczywiście zarobić jeszcze więcej. Ale ja bardzo cenię sobie to, że dzięki pracy freelancera mogę poświęcać czas swojemu dziecku, wyjść na spacer z psem, czy do kina z mężem. Na początku, kiedy rozwijałam firmę i pracowałam niemal non-stop, brakowało mi tej swobody i niemal marzyłam o powrocie na etat. Dzisiaj cieszę się, że mnie to nie złamało :)
Agnieszka Klicińska
mama, tłumaczka